Ostatnie dwa tygodnie upłynęły nam właśnie pod tym znakiem. Najpierw Włóczykij w Gryfinie, a zaraz potem gdyńskie Kolosy. Gdyby nie to, że obydwa odbywają się na północy naszego kraju, i że na obydwu spotkać można te same twarze, to różni je chyba wszystko.
Gryfino – niewielkie miasto nad Odrą o średniowiecznej historii, Gdynia – o wiele większy ośrodek o historii krótszej niż 100 lat. Włóczykij – 11 dni rozłożonych w czasie prelekcji, koncertów i wielu wydarzeń, niewielkie sale, i korytarze, w których porozmawiać można z wszystkimi podróżnikami, pochuchać im na kark, gdy prowadzą prelekcję, czy wypytać o historie z antypodów podczas długich i nie zawsze składnych wywodów przy piwie. Kolosy – 3 dni wypchanego po brzegi programu, największa impreza podróżnicza w Polsce, 4 tysiące widzów w gdyńskiej arenie i tłumy w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym; niekończące się kolejki przed wejściem i prestiżowe nagrody, przyznawane przez grono podróżniczo-eksploracyjnych autorytetów.
Niezależnie jednak od klimatu i konwencji przyjętej przez organizatorów (przed którymi chylimy czoła za wytrwałość, genialne pomysły i trochę szaleństwa) to są przede wszystkim festiwale spełnionych marzeń. Bo tylko ci, którzy mieli odwagę zamarzyć i zrealizować swoje plany, chcą potem dzielić się swoją radością z innymi. A my, opowiadając historie z drogi do Jerozolimy i do Rzymu, mogliśmy z radosnym zdziwieniem stwierdzić, że piesze pokonywanie świata staje się coraz bardziej popularne i coraz więcej osób dociera ze swoimi opowieściami do szerszej publiczności.
Na Włóczykiju wysłuchaliśmy relacji Darwiny i Jacka – Nasze Wędrowanie, którzy opowiadali o drodze przez Rwandę i Ugandę. Na Kolosach za to poznaliśmy Anię i Wiktora, o których poczytać można na Europa krok po kroku . Tym pieszym szaleńcom udało się pokonac trasę z Nordkinn – najbardziej na północ wysuniętego przylądka naszego kontynentu (tu wyprowadzamy z błędu wszystkich, którym w tym kontekście przychodzi do głowy Nordkapp), do Gdańska.
Na specjalną uwagę zasłużyli też Michał Woroch i Maciej Kamiński, którzy zdobyli kolosowy grant – nagrodę im. Andrzeja Zawady na realizację wyprawy Wheelchairtrip_South America 2016, czyli podróż z Ziemi Ognistej aż do Kanału Panamskiego. Taka wyprawa być może byłaby prosta i oczywista gdyby nie to, że obydwoje poruszają się na wózkach.
Można? Można! Wypełnieni opowieściami i nową energią najchętniej już jutro spakowalibyśmy plecaki, żeby ruszyć przed siebie. Plany mamy wielkie i chociaż możliwości ich realizacji majaczą dopiero gdzieś daleko na horyzoncie, to nasze wewnętrzne GPSy mówią, że idziemy w dobrym kierunku.