Pamukkale

W kilku zdaniach opowiemy Wam o jeszcze jednej tureckiej atrakcji. Tylko w kilku… bo dla nas skojarzenia z Pamukkale zupełnie zmieniła wizyta w tym miejscu…

Pamukkale to turecka miejscowość znana z pięknych, wapiennych tarasów. Wydobywające się ze zbocza góry gorące źródła obfitują w związki wapnia i dwutlenek węgla. Gdy woda dociera na powierzchnię wytrąca się węglan wapnia, tworząc białe nacieki i eliptyczne baseny, wypełnione wodą.  Popularność tarasów przyciąga tu gigantyczną liczbę turystów, dlatego mogą oni poruszać się tylko po specjalnie wytyczonych trasach, biegnących głównie przez sztucznie utworzone baseny. Nad tarasami znajdują się ruiny starożytnego miasta Hierapolis, pełniącego w dawnych czasach funkcję uzdrowiska. My też mieliśmy okazję pochodzić po tarasach i poobcierać nasze zmaltretowane stopy (bo po tarasach chodzić można jedynie boso).

Dlaczego nasze skojarzenia z tym miejscem tak się zmieniły?

Bo Pamukkale przywodzi nam dzisiaj na myśl już nie wapienne tarasy a Mustafę. Mustafa zatrzymał nas na poboczu drogi w okolicach Pamukkale i postanowił nam pomóc w znalezieniu taniego hostelu, bo niestety rozbicie namiotu w tym miejscu okazało się dość problematyczne. Hostel znaleźliśmy, ale Mustafa nie chciał nas zostawić samych. Zaprosił nas następnego dnia na kolację. Kolacja zamieniła się w wieczorną imprezę, a impreza… w 3 kolejne dni u Mustafy.

Zobaczyliśmy winnicę, której był właścicielem. Ponadto wzięliśmy udział w ciekawej zabawie. Okazja była dla nas dość “egzotyczna” – obrzezanie. Ten zabieg przeprowadza się w Turcji u kilkunastoletnich chłopców. A potem? Jest okazja do wielkiej zabawy. W centrum miejscowości, w której mieszkał Mustafa, ustawiono mnóstwo plastikowych krzesełek. Był “profesjonalny DJ” – czyli pan z keyboardem, fotograf i przede wszystkim mnóstwo ludzi, wystrojonych jak na wesele. My stanowiliśmy urozmaicenie wieczoru, dlatego nie mogliśmy odmówić, gdy proszono nas do tańca.

Rano, po skończonej imprezie chcieliśmy serdecznie podziękować Mustafie i ruszyć dalej, ale nic z tego. Przez kolejne dni zwiedzaliśmy okolicę i braliśmy udział w rodzinnych piknikach. Kiedy w końcu kategorycznie oznajmiliśmy, że musimy już ruszać dalej, Mustafa śmiertelnie się na nas obraził. Dopiero po niemal tygodniu jego sms-y przybrały już bardziej pojednawczy ton…

To były z pewnością jedne z barwniejszych dni na trasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *