
Ciemność i ściana deszczu. Błękitne światło latarki rozprasza się na ogromnych kroplach gnanej wiatrem ulewy. Nie widać właściwie nic. W uszach jednostajny szum, jakby za nami rozbijał się o skały potężny wodospad, ale to tylko deszcz. Jest przeraźliwie zimno. Stróżki wody spływają po plecach, wdzierają się do oczu i ust. Buty ślizgają się na leśnej ścieżce, przypominającej teraz ogromne bagno. Stopy pulsują jednostajnym bólem, niezmiennym już od tylu dni. Jest 5 rano. Otępienie. Każdy krok wykonywany mechanicznie. Zastanawiasz się czy to sen, czy jawa. Czy to na pewno Ty walczysz w tym słabym ciele o kolejne metry na szlaku. Jak to możliwe, że po przejściu setek kilometrów znowu udało Ci się wstać i wyruszyć w ciemność i w deszcz. Po co to wszystko…
Aby móc zrozumieć ideę Camino de Santiago należy cofnąć się trochę w czasie. Po śmierci Jezusa św. Jakub, podobnie jak pozostali Apostołowie, udał się z misją głoszenia Ewangelii. Dotarł aż na tereny dzisiejszej Hiszpanii. Nie szło mu najlepiej… ale Apostołowi miała ukazać się Matka Boska, zapewniając o swej opiece i wsparciu w jego misji. Św. Jakub pozostał więc jeszcze jakiś czas na Półwyspie Iberyjskim, nawracając na chrześcijaństwo, a w miejscu objawienia się Maryi wybudował pierwszy na tych terenach kościół. Po powrocie do Ziemi Świętej został skazany na śmierć za zakazaną wtedy chrystianizację. Jakim cudem ciało Świętego na powrót znalazło się w Hiszpanii – nie wiadomo. Jedna z legend podaje, iż zostało ono wykradzione przez jego uczniów i ukryte na małej łódce, która przetrwała sztormy i burze i ostatecznie przybiła do brzegów przylądka Fisterre, gdzie ciało Apostoła pochowano, a potem zapomniano o Nim na wiele długich lat.
Od momentu gdy w IX w. Mnich Pelayo prowadzony znakami na niebie odkrył grób św. Jakuba, a biskup Teodor wybudował kościół na cześć Apostoła i nazwał to miejsce Campus stellae (pole gwiazd), wokoło Świętego narosło wiele opowieści i przypisano mu wiele czynów. Do najważniejszych legend o św. Jakubie zdecydowanie należy zaliczyć tę o Apostole walczącym przeciwko Maurom, którzy opanowali Półwysep Iberyjski.
Wraz z odzyskiwaniem terenów spod panowania muzułmańskiego rozpoczyna się historia pielgrzymowania do Santiago. Pierwsze szlaki Camino wiodły przez północne tereny Hiszpanii – na początku brzegiem morza (Camino del Norte), a wraz z wypieraniem Maurów na południe powstawały kolejne z różnych miejsc na terenie Półwyspu Iberyjskiego. Dziś Camino de Santiago to cała sieć szlaków, nie tylko pielgrzymkowych, także kulturowych, przyrodniczych, czy chociażby architektonicznych, prowadzących do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela, w północno-zachodniej Hiszpanii. Najpopularniejszy z nich to Camino Frances, wiodący z małej miejscowości we francuskich Pirenejach- Saint Jean Pied de Port. Opisany w „Pielgrzymie” Paulo Coelho oraz spopularyzowany przez znane i cenione osoby w różnych krajach, przyciąga na swe ścieżki dziesiątki tysięcy pątników rocznie. Oprócz Camino Frances w samej Hiszpanii naliczyć można kilkanaście szlaków prowadzących do Santiago de Compostela; najpopularniejsze z nich to: Camino del Norte, Via de la Plata, Camino Primitivo oraz Camino Levante.
Tradycja pielgrzymowania do Santiago mówi, aby wyruszyć z progu własnego domu, dlatego szlaki św. Jakuba można odnaleźć w całej Europie, a wiele z nich wiedzie także przez Polskę.
O Camino de Santiago oraz swoich przygodach na tym szlaku pierwszy raz opowiedział nam nasz znajomy. I długo nie musiał nas namawiać, bo gdzieś w głębi duszy czuliśmy, że decyzja o wyruszeniu do grobu św. Jakuba zapadła na długo przed usłyszeniem o nim. Na nasze pierwsze wspólne Camino wyruszyliśmy w 2009r., by wraz z dwójką przyjaciół- Arturem i Maksem przebyć pieszo 800 km Drogi Francuskiej.
Jak już wcześniej pisaliśmy, Camino Frances to najpopularniejszy szlak pielgrzymkowy do grobu Apostoła. Każdemu, kto kiedykolwiek zastanawiał się nad wyruszeniem Drogą św. Jakuba z pełnym przekonaniem możemy go polecić, wiedząc, że z pewnością osiągnie swój cel. Idealne przygotowanie szlaku zapewnia pielgrzymowi wszystko czego potrzebuje. Najważniejsze to oczywiście oznaczenie trasy. I choć zdarzają się sytuacje, gdy trzeba wracać, ponieważ zgubiło się drogę, to przez 800 km można iść ze świadomością, że prędzej zgubimy się na polskich szosach niż na Camino de Santiago.
Drugą najważniejszą rzeczą, na której pątnikowi zależy najbardziej to wygodne łóżko. Camino Frances spełnia i tę zachciankę. Z racji setek tysięcy pielgrzymów coraz to nowe schroniska wyrastają jak grzyby po deszczu i choć w promieniu kilku kilometrów może nie być żadnej „cywilizacji”, to jednego można być pewnym- smród pielgrzymich butów na pewno tu będzie. Niezwykle istotna jest również woda, której na szlaku nie brakuje, bo ciężko sobie wyobrazić przejście 800 km w czterdziestostopniowym upale o na jednej butelce wody zakupionej jeszcze w Polsce. Może i w hiszpańskim słońcu nagrzewa się ona w 5 min do temperatury, która zniechęca do jej picia, ale zawsze jest pewność, że w kolejnej wiosce będzie popularny na trasie „kranik” – fuente okupowany przez tłum spragnionych pielgrzymów.
To jednak tylko zewnętrzne wymiary pielgrzymich trudów. Co kryje się w środku? Te wewnętrzne przeżycia jest już znacznie trudniej ubrać w słowa. Bo jak wyjaśnić całkowite uczucie oderwania się od codziennego życia – od przyzwyczajeń, dobrze znanego otoczenia, ciepłego łóżka, wanny, ulubionej kawy i yerba mate. Akceptację wszystkiego, co przynosi droga – upałów, deszczu, otarć na stopach i przygniatającego plecaka. Czasami bardzo trudno jest zgodzić się na to, że przestajemy kontrolować wszystko dookoła, zwiększając przestrzeń na zaufanie i poddanie się temu co ma nadejść. Droga to często także pustka i cisza. Przestrzeń na własne myśli. Bo życie skumulowane do jednego plecaka, pary butów i konkretnego zadania – przejścia następnego etapu, daje bardzo dużo tej przestrzeni.
Zdołaliśmy dojść do Santiago. Ciężko opisać uczucia towarzyszące chwili, gdy dociera się do celu po 800 km. Z jednej strony ogarnia człowieka niewysłowione szczęście, narastające przez cały dzień, by u bram Katedry eksplodować z całą mocą. Z drugiej jednak, stojąc przed jej fasadą w to szczęście zakrada się smutek i żal. Żal, że to już koniec Drogi, gdy przecież chce się iść dalej. I siedząc tak przed grobem św. Jakuba uświadamiamy sobie, że naszym celem wcale nie było Santiago lecz właśnie Droga. Droga podczas której człowiek może uciec od codzienności, od pędu zachodniego świata, od coraz częściej obecnego w naszym życiu wyścigu szczurów. Droga podczas której możemy się zatrzymać na chwilę, zacząć cieszyć się ze zwykłych, najprostszych rzeczy, tych których wcześniej nie docenialiśmy.